O nagrywaniu
Łatwo niekiedy uwierzyć,
że jeżeli o pewnym fakcie się nie mówi, to przestaje on istnieć. Chyba z
takiego założenia wyszli niektórzy polscy politycy, wierząc, że najlepszym sposobem
walki z niewygodną prawdą jest jej przemilczenie. Błędne założenie, bo zawsze
znajdzie się ktoś, kto o fakcie przypomni i w dogodnym dla siebie momencie wyciągnie
na światło dzienne to, co miało zostać przemilczane.
Tak sie stało z
rozmowami prominentnych polityków, biznesmenów i innych osób, rok temu podsłuchanych
w restauracji nagrywających kelnerów. Nadzieja, że sprawa ucichnie, a społeczeństwo
o niej zapomni, jak zwykle okazała się płonna. Skoro coś zostało nagrane, prędzej
czy później zostanie odtworzone, w tym przypadku przy udziale pewnego
biznesmena, który zamieścił w internecie niemal całe akta prokuratorskie, dzięki
czemu każdy zainteresowany mógł sobie poczytać, o czym „władza” rozmawia nad ośmiorniczkami
i innym wykwintnym jadłem zapijanym dobrym winem. Co pewnie wielu najmocniej
uderzyło, to nie sama treść rozmów, ale język, którym nasza elita się posługuje,
bez znaczenia, że w prywatnych rozmowach.
To, co się dzieje
obecnie w Polsce, to trochę jak efekt motyla. Coś, co rok temu miało być tylko niewielkim
zaburzeniem utrwalonego porządku, wynikającym z knajpianych rozmów prowadzonych
przez prominentnych polityków, teraz doprowadziło do politycznego trzęsienia
ziemi. Jego konsekwencją może być kompletna zmiana na scenie politycznej, która,
jak się wielu wydawało, była zabetonowana na wieki. Jeżeli nastąpi, dokona się ona
w drodze wyborów parlamentarnych, a demokratyczne procedury zadziałają.
W Polsce zaczęto
już mówić o kryzysie państwa, ale chyba zbyt łatwo popadamy w przesadę. Nie
lubię odwoływać się do argumentu, „że inni mają gorzej”, ale czasem się on przydaje,
aby nabrać dystansu do otaczającej rzeczywistości. Dla porównania warto więc
popatrzeć na to, co się dzieje w Macedonii, gdzie rozgrywa się wielki skandal
polityczny z nielegalnie podsłuchanymi rozmowami w roli głównej.
Kryzys w Macedonii
w zasadzie trwa od początków tego państwa, o czym świadczy już sama jego oficjalna
nazwa – Była Jugosłowiańska Republika Macedonii (w skrócie FYROM – od
angielskiej nazwy). To tak jakby nasz kraj nazwać Byłą Polską Rzeczpospolitą
Ludową. Macedończycy chcieli się nazwać po prostu Macedonią, na co jednak nie
zgodziła się Grecja w obawie przed ewentualnymi roszczeniami do ich Macedonii,
którą uważają za jedyną prawdziwą. Państwo macedońskie narażone jest na ciągłe
podkopywanie swojej pozycji nie tylko ze strony greckich sąsiadów, ale również
ze strony albańskiej mniejszości, która obecnie według różnych danych sięga
nawet 35 % ludności. Dość przypomnieć, że w 2001 roku doszło tu do trwających
kilka miesięcy walk pomiędzy macedońską armią a albańskimi
bojownikami. Zakończyły się one porozumieniem podpisanym w Ohridzie. Co jakiś
czas wciąż jednak wybuchają zamieszki na tle narodowościowym, jak też pojawiają
się żądania federalizacji kraju.
W ostatnich miesiącach
Macedonią wstrząsnęły nagrania ujawnione przez lidera opozycji – Zorana Zaeva.
Z ich treści ma wynikać, że od dłuższego czasu na polecenie premiera Nikoli
Gruevskiego podsłuchiwano nawet do 20 tysięcy ludzi (w kraju liczącym około 2 milionów mieszkanców), w tym polityków opozycji,
sędziów, prokuratorów i dziennikarzy. Ujawnione informacje spowodowały wybuch
masowych protestów przeciwko polityce rządu, który w odczuciu wielu doprowadził
kraj do zapaści ekonomicznej i społecznej. Do tego ponownie doszły tarcia na
tle narodowościowym pomiędzy Macedończykami a Albańczykami.
Skala kryzysu w
Macedonii jest nieporównywalna do tego, co dzieje się w Polsce. Czym innym jest
nielegalne nagrywanie przez wynajętych kelnerów, czym innym jest nielegalne podsłuchiwanie
przez rząd obywateli własnego państwa. Do tego Macedonia nie jest w stanie sama
poradzić sobie z kryzysem, o czym świadczy fakt, iż rozmowy pomiędzy rządem a opozycją
odbywają się w Brukseli z udziałem przedstawicieli Unii Europejskiej. Jak
dotąd, strony nie doszły do porozumienia.
***
Kiedyś mówiło się, że
nowe technologie, w tym internet, dają nieograniczoną swobodę komunikowania,
połączoną z ryzykiem braku odpowiedzialności za słowa. Sprawa nagrywających kelnerów pokazuje, że
chyba jest dokładnie odwrotnie. W dobie ogromnych możliwości technicznych osoba
publiczna nigdy nią być nie przestaje i zawsze musi liczyć się z tym, że to co
mówi i robi zostanie przez kogoś nagrane i wykorzystane. Przez służby
specjalne, przeciwników politycznych, czy obce wywiady. Paradoksalnie więc,
pomijając inne konsekwencje, świadomość ryzyka bycia nagranym i opublikowanym może
przyczynić się do podniesienia kultury słowa w prywatnych rozmowach. W razie
czego, przynajmniej miło będzie posłuchać...
Dla rozwiania wątpliwości, podsłuchiwanie to przestępstwo przewidziane w art. 267 § 3 Kodeksu karnego, które zasługuje na potępienie, zwłaszcza że narusza jedną z podstawowych wolności jednostki, jaką jest swoboda wypowiedzi i prawo do prywatności.
Dla rozwiania wątpliwości, podsłuchiwanie to przestępstwo przewidziane w art. 267 § 3 Kodeksu karnego, które zasługuje na potępienie, zwłaszcza że narusza jedną z podstawowych wolności jednostki, jaką jest swoboda wypowiedzi i prawo do prywatności.
Ciekawy tekst, skłania do zastanowienia.
OdpowiedzUsuńJako dziecko usłyszałem opowieść jakoby w Związku Radzieckim wynaleziono magnetofon o nadzwyczajnych możliwościach: nagrywał to co powiedziano w pomieszczeniu parę godzin wcześniej. Wstyd się przyznać, ale wtedy w to uwierzyłem i o sekretach mówiłem tylko na wolnym powietrzu przy silnym wietrze. Zis wiem ze to hoc to była bzdura to jest jeszcze gorzej: można nas nie tylko podsłuchiwać, ale i podglądać I nawet wiatr nie pomoże.
Bardzo interesujące te wieści z FYROM-Macedonii;)