Tym razem o mostach
Nagrodzoną Noblem powieść Ivo Andrica „Most na
Drinie” przeczytałam lata temu, kiedy w ogóle nie myślałam, że kiedykolwiek
mogę znaleźć się na Bałkanach z innego powodu niż wakacje. To historia
Wyszegradu - miasta we wschodniej części Bośni niedaleko granicy z Serbią,
pokazana na przestrzeni wieków od XVI stulecia po wybuch pierwszej wojny
światowej. Jego mieszkańcy to bośniaccy muzułmanie, prawosławni Serbowie,
katoliccy Chorwaci, Żydzi, było też wielu przyjezdnych, którzy czasem zostawali
na dłużej.
Most na Drinie (pl.wikipedia.org) |
Początkowo w
Wyszegradzie leżącym po obu stronach Driny nie było mostu, a jedynie zwykła
przeprawa promowa obsługiwana przez zgryźliwego i lekko głuchego starca.
Wszystko jednak zmieniło się za sprawa wezyra Mehmeda Paszy Sokolovicia, który
w połowie XVI wieku postanowił połączyć brzegi rzeki. Nakazał więc budowę, a
jej efektem jest piękny kamienny most, który stoi do dzisiaj.
Most całkowicie zmienił
życie miasta. Nie tylko przeprawa z jednego brzegu na drugi przestała być
wyzwaniem, a zgryźliwy starzec stracił pracę. Sam most połączył ludzi, stał się
niemal centrum miasta, gdzie toczyło się życie towarzyskie, ubijano interesy,
świętowano wesela, płakano z okazji pogrzebów. Przez wieki na kapiji -
kamiennym tarasie mostu przesiadywali mężczyźni, tocząc niekończące się rozmowy
o życiu. Nie miały znaczenia różnice narodowościowe i religijne, bo wspólnota
zarówno złych jak i dobrych doświadczeń mieszkańców Wyszegradu pozwalała im żyć
razem. Most był świadkiem wielkich i małych ludzkich tragedii i szczęśliwych
zdarzeń. Na moście w sporach toczonych przy świeżo parzonej kawie rodziła się
świadomość narodowa, krystalizowały się poglądy polityczne. Nieważne jak bardzo
zmieniał się świat dookoła, most wciąż stał nieruchomo, kamienny. Zdawał się
wieczny, nie do pokonania. Historia kończy się z wybuchem I wojny światowej,
kiedy most poważnie uszkodzono w wyniku działań wojennych. A później już nic
nie było takie samo...
Dla Ivo Andrica most był
symbolem wspólnoty mieszkańców Wyszegradu, bez względu na pochodzenie, religię,
narodowość. Był łącznikiem między przeszłością i teraźniejszością, Wschodem i Zachodem, islamem i chrześcijaństwem.
Był sercem miasta, jego milczącym obserwatorem, bramą do niego, w razie potrzeby blokadą, uosobieniem
władzy, czasem porażki. Przechodziły po nim pokolenia, ludzie mijali, a on
trwał. Dopóki stał nienaruszony, ludzie żyli razem, a nie tylko obok siebie,
czy tym bardziej przeciwko sobie.
Sam Andric urodził się w
Bośni, w katolickiej chorwackiej rodzinie, działał w ruchu niepodległościowym
Młoda Bośnia (Mlada Bosna). Po zamachu w Sarajewie na arcyksięcia Franciszka
Ferdynanda został aresztowany przez Austriaków i był więziony aż do 1917 roku.
Kiedy po pierwszej wojnie światowej powstało Królestwo Jugosławii, Andric jako
dyplomata tego kraju pracował na placówkach w Rzymie, Bukareszcie, Marsylii,
Paryżu, Madrycie i ostatecznie w Berlinie, gdzie zastało go wkroczenie wojsk
niemieckich do Jugosławii (1941).
Pewnie kiedy Andric
pisał swoją książkę, nie przyszło mu do głowy, że jego opowieść zamiast łączyć
narody bałkańskie będzie je kiedyś dzielić. O ile w czasach Jugosławii „wielkim
pisarzem był”, o którym uczono jugosłowiańskie dzieci w szkołach, o tyle po jej
upadku stał się pisarzem znienawidzonym niemal przez wszystkich. Chorwaci
zarzucają mu wyrzeczenie się swojej narodowości, Bośniacy mają mu za złe
rzekome promowanie walki z muzułmanami, Serbom zapewne nie podoba się to, że
dostrzegał możliwość współistnienia różnych narodów na terenie, który oni
uważają za swoją wyłączność. Twórczość Andrica sprowadzono do manifestu
politycznego, interpretowanego przez każdy naród inaczej, według własnych potrzeb i oczekiwań. Może trzeba być spoza
Bałkanów, aby odczytać „Most na Drinie” jako przypowieść o ludzkich losach na
pograniczu religii i kultur.
Nie
widziałam jeszcze mostu na Drinie, bo wciąż brakuje mi czasu, aby w końcu
dotrzeć do Bośni. Widziałam inny most - w kosowskiej Mitrovicy na rzece Irba. To most, który zamiast łączyć, dzieli. Chyba w
całym Kosowie nie ma bardziej przejmującego symbolu podziału, jaki dokonał się
miedzy ludźmi, którzy przez setki lat żyli razem na tym terenie. To most, przez
który nie można przejechać, bo usypano na nim barykadę z ziemi, żwiru i
kamieni. Stale pilnowany przez siły międzynarodowe, aby zapobiec aktom
przemocy.
Most w Mitrowicy (archiwum prywatne) |
Mitrowica jest najbardziej spornym miejscem w Kosowie,
gdzie w jej północnej części zamieszkują niemal wyłącznie Serbowie, zaś w
południowej zdecydowaną większość stanowią kosowscy Albańczycy. Serbowie nie
uznają władz w Prisztinie, na północy wciąż funkcjonują organy Serbii, która
traktuje Kosowo jako swoją prowincję. Wciąż nie ma tam policji kosowskiej, a
granica z Serbią praktycznie nie istnieje. Do znajdującego się w tej części
miasta budynku sądu nie mają dostępu sędziowie z Kosowa, zaś międzynarodowi,
którzy tam orzekają, dowożeni są z zachowaniem szczególnych zasad
bezpieczeństwa. Na południu powiewają flagi albańskie, na północy wciąż wiszą
flagi Serbii. Mieszkańcy miasta mówią różnymi językami, niemal się ze sobą nie
komunikują. Na zmianę słychać dzwony prawosławnych cerkwi i nawoływania
muezinów do modlitwy.
Ten wyraźny podział sięga co najmniej końca lat 80
- tych, kiedy napięcia w Kosowie pomiędzy Serbami
a Albańczykami zaczęły narastać. W latach 1998 - 1999 doszło do otwartej wojny pomiędzy kosowskimi Albańczykami a policją i wojskiem państwa serbskiego. Pod naporem sił serbskich zaczął się exodus Albańczyków z Kosowa, zakończony w wyniku nalotów bombowych NATO na Serbię. Slobodan Miloszević skapitulował, a siły serbskie zostały wycofane z Kosowa, które de facto stało się protektoratem Narodów Zjednoczonych i NATO.
a Albańczykami zaczęły narastać. W latach 1998 - 1999 doszło do otwartej wojny pomiędzy kosowskimi Albańczykami a policją i wojskiem państwa serbskiego. Pod naporem sił serbskich zaczął się exodus Albańczyków z Kosowa, zakończony w wyniku nalotów bombowych NATO na Serbię. Slobodan Miloszević skapitulował, a siły serbskie zostały wycofane z Kosowa, które de facto stało się protektoratem Narodów Zjednoczonych i NATO.
Mitrovica od tego czasu jest miastem podzielonym,
a podejmowane próby zjednoczenia jak dotąd kończyły się niepowodzeniem. W marcu
2004 r. wybuchły gwałtowne zamieszki spowodowane pogłoskami o tym, że Serbowie
utopili w Ibarze albańskie dziecko. W wyniku rozruchów wielu Serbów opuściło
Kosowo, natomiast ci z Mitrowicy stawiali twardy opór. W trakcie tych wydarzeń
zginęło 8 Serbów i 11 Albańczyków, raniono ponad tysiąc osób. Od tego czasu
Serbowie z Mitrowicy nie mogą już chodzić do prawosławnego kościoła św. Dymitra
na południowym brzegu Ibaru, dlatego po swojej stronie zbudowali nowy. Nocą
jest on najjaśniejszym punktem miasta, którego nie są w stanie przyćmić
oświetlone minarety na południu.
17 lutego 2008 Kosowo ogłosiło niepodległość,
czego Serbowie nie zaakceptowali. W ramach protestu
serbscy pracownicy wymiaru sprawiedliwości rozpoczęli okupację budynku sądu w Mitrowicy, uniemożliwiając jego przejęcie przez kosowskich Albańczyków. W wyniku rozruchów zginęli ukraiński policjant oraz jeden z demonstrantów, a około 140 osób, w tym 30 polskich policjantów, zostało rannych. Kontrolę nad północną częścią miasta przejęły wojska KFOR. W maju tego roku zapadł wyrok skazujący kilku serbskich uczestników zamieszek.
serbscy pracownicy wymiaru sprawiedliwości rozpoczęli okupację budynku sądu w Mitrowicy, uniemożliwiając jego przejęcie przez kosowskich Albańczyków. W wyniku rozruchów zginęli ukraiński policjant oraz jeden z demonstrantów, a około 140 osób, w tym 30 polskich policjantów, zostało rannych. Kontrolę nad północną częścią miasta przejęły wojska KFOR. W maju tego roku zapadł wyrok skazujący kilku serbskich uczestników zamieszek.
Nie wiadomo, co się zmieni w Mitrowicy po
podpisaniu 19 kwietnia 2013 r. w Brukseli porozumienia pomiędzy Serbią a
Kosowem „o zasadach dotyczących normalizacji stosunków”, zwłaszcza że, jak to
często bywa, obie strony odmiennie je interpretują. W mieście wyczuwalny jest
stan zawieszenia, bo chyba nikt nie jest pewny, jak rozwinie się sytuacja. Bez
wątpienia istotnym momentem będą wybory
lokalne, zaplanowane na listopad tego roku, w których również mieszkający tu
Serbowie zdecydowali się wystawić
swoje listy kandydatów
Czas pokaże, czy Mitrowica przestanie być miastem
podzielonym mostem.
...
Pozdrowienia z Bałkanów :)
Fajny tekst Lara. Pisz częściej, a jak będziesz w kraju odezwij się. Pozdrawiam. SSR z Janowa Lub.
OdpowiedzUsuń