Orły, sokoły.... znaczy sępy - w Uvacu


Meander Uvaca

Lato sprzyja odkrywaniu pięknych miejsc, a do takich bez wątpienia należy kanion rzeki Uvac w południowo – zachodniej Serbii. Niestety nie leży on na trasie najbardziej popularnych podróży Polaków do Chorwacji, więc nie da się do niego zajechać „po drodze”, niemniej może ktoś się skusi i przedłuży swój pobyt na Bałkanach o dodatkowe dwa dni. Najłatwiej – jeżeli spędza wakacje w Czarnogórze.

Na Bałkanach lepiej nie pytać o odległość, ale o czas potrzebny na dojechanie z jednego miejsca do drugiego. Według mapy z Budvy do Uvaca jest jedynie 252 km, ale pokonanie tej trasy zajmie około 5 godzin. Podróż dostarczy malowniczych widoków gór, przełęczy i rzek, mostów i tuneli, czy przyklejonych do zboczy torów kolejowych, wybudowanych jeszcze za czasów Tito, wyłaniających się w najbardziej zaskakujących miejscach. Będzie również wyzwaniem dla kierowcy, bo czeka go jazda stromo w górę i w dół, pełna zakrętów, drogami czasem tak wąskimi, że ciężko się wyminąć z samochodem jadącym z naprzeciwka. Zabrzmi banalnie, ale warto pilnować napełnionego zbiornika paliwa, żeby uniknąć jazdy pod górę w stresie, czy starczy benzyny, a potem w dół na luzie, by na oparach dotoczyć się do najbliższej stacji benzynowej. 
Zanim dotarliśmy do Uvaca, zatrzymaliśmy się na krótko w pobliskiej Sjenicy, małym serbskim miasteczku, w którym - tak jak w wielu innych miejscach w Serbii - można odnieść wrażenie, że czas się zatrzymał. Po ulicach wciąż jeżdżą zastawy i jugo, na głównym placu stoi pomnik zwycięstwa nad faszyzmem, a fasada urzędu miasta sypie się i łuszczy. Jedyne, co uderza świeżością, to wybudowany jeszcze w XIX w. meczet, odnawiany właśnie przez Turków. Zieleni nie ma za wiele, dominuje beton tak bardzo charakterystyczny dla architektury jugosłowiańskiej.
Dojechanie do kanionu rzeki Uvac, oddalonego jedynie kilka kilometrów od Sjenicy, jest jak przeniesienie się do innej rzeczywistości, gdzie natura jest najważniejsza. Jadąc szutrową drogą przez wzgórza, wśród traw, obserwowaliśmy wijącą się w dole między górami rzekę. Wrażenie ogromne, cisza i spokój, jeszcze przez moment zakłócany warkotem samochodów. Na miejscu, skąd mieliśmy wypływać na kilkugodzinny rejs po Uvacu, zastaliśmy coś w rodzaju małej dobrze zorganizowanej wioski, składającej się z kilku drewnianych domków, zwanych tutaj vikendicami, przyczep kempingowych i namiotów. Z uwagi na charakter miejsca, nie ma tu bieżącej wody, prąd pochodzi z agregatów, a tzw. potrzeby załatwia się w dyskretnie oddalonych wygódkach.
Czekamy na kawę
W oczekiwaniu na rozpoczęcie rejsu raczyliśmy się prawdziwą „turską” kawą, którą tutaj nazywa się "serbską”, w Grecji „grecką”, a w Macedonii chyba „macedońską”, przegryzając chlebem z białym serem domowej produkcji.
Zróbmy katamaran
A potem popłynęliśmy „katamaranem” (tak nazwanym przez organizatorów), zrobionym z dwóch związanych ze sobą łódek. Mijaliśmy najpierw łąki, łagodnie schodzące do brzegu, które stopniowo przeszły w strome skaliste zbocza. To właśnie na nich swoje lęgowiska mają sępy białogłowe, których populacja w dolinie Uvaca sięga niemal 500 osobników i stąd to dlatego tutaj znajduje się ich rezerwat. Płynąc, mogliśmy je zaobserwować, dostojnie szybujące po niebie, czy patrzące na świat ze swoich gniazd. Do tego orły i inne ptaki, choć sokołów chyba nie było.
Okazuje się, że pomiędzy sępami w Uvacu a Polską istnieje pewien związek, który nie sprowadza się wyłącznie do tego, że nasza ambasada w Serbii kilkakrotnie wsparła finansowo rezerwat w Uvacu, o czym świadczą porozmieszczane gdzieniegdzie tablice informacyjne. Jeden z tutejszych sępów, wdzięcznie zwany „Nejakim” („słabym” po serbsku), dotarł kiedyś aż do Polski, co raczej świadczy o jego sile, skąd później już samolotem przywiózł go z powrotem jeden z pracowników polskiej ambasady. Jak zwykle więc okazuje się, że Polacy są wszędzie, a Polak i Serb to prawie dwa bratanki.
Wycieczka po Uvacu to nie tylko widoki z łodzi. Aby zobaczyć te najpiękniejsze (moim zdaniem), trzeba się wspiąć wysoko w górę na punkty widokowe, skąd widać w pełni urodę gór, rzeki i jej meandrów. Podejścia są dość strome i mogą stanowić wyzwanie dla słabiej przygotowanych piechurów, ale zdecydowanie warto podjąć wysiłek. Po męczącej marszrucie dobrym rozwiązaniem jest schłodzenie się, na dwa sposoby – pływając w rzece, jeszcze dość zimnej na początku maja, albo popijając piwo oferowane przez załogę „katamarana”.
Krasnolud, czy co?
Uvac to również jaskinie, o łącznej dlugości ponad 6000 m, z których jedną - „Lodową” – zwiedzaliśmy w trakcie wycieczki. Podziemnymi korytarzami przeszliśmy około kilometra, podziwiając niesamowite wytwory natury, dopatrując się podobieństw pomiędzy stalagmitem a krasnoludem z „Władcy Pierścieni”, czy może legendarnym królem serbskim. Dla osób takich jak ja, nie odwiedzających jaskini codziennie, wejście do „Lodowej” było naprawdę dużym przeżyciem.  
Na zakończenie rejsu, pełni wrażeń, zasiedliśmy do tradycyjnej biesiady serbskiej, gdzie stoły suto zastawiono grillowanym mięsem, sałatą szopską, chlebem, winem i domową rakiją. Doskonała okazja do wymienienia się wrażeniami ze współtowarzyszami podróży i wspólnego śpiewania powszechnie znanych na Bałkanach piosenek tzw. Yugorocka. „Haj, ziveli” i „na zdrowie” doskonale się uzupełniało. Należałoby dodać – jak zwykle...
P.S. Uvac – to też doskonałe miejsce na wycieczki piesze. Organizowane są też spływy kajakami, a jak trzeba konie też się znajdą...

A tu więcej informacji: http://www.uvac.org.rs/

Pozdrowienia z Bałkanów
J








 
 
 





Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kanion Nevidio, Montenegro

Zaczynam...