Pocztówka z mostu



Czasami wyobrażenie o miejscu jest tak bardzo różne od rzeczywistości, że kiedy wreszcie się je zobaczy, pozostaje jedynie rozczarowanie. Takiego uczucia doznałam, kiedy w końcu przyjechałam do Visegradu, w Bośni, aby zobaczyć most na Drinie.

W zasadzie nie wiem, na co liczyłam. Może zbyt silne były w mojej wyobraźni obrazy z książki Ivo Andrica, gdzie miasto było żywe, kolorowe, pełne emocji, choć nie zawsze tylko tych dobrych. Było różnorodne, wieloreligijne, wielonarodowe, mieszali się w nim prawosławni, katolicy, muzułmanie. I wszystkich ich łączył most, zbudowany w XVI w. przez jednego z wielkich sułtanów działających na tym terenie – Mehmeda Paszy Sokolovicia.

Jeszcze po drodze do Visegradu miałam nadzieję, że będzie pięknie. Miasto przecież jest położone między górami, pomiędzy którymi wije się Drina, dookoła zielone lasy. Po drodze mijaliśmy przepiękny monastyr w Dobrunie, gdzie akurat tego dnia obchodzono prawosławne święto Matki Boskiej. Tłumy ludzi gromadziły się wokół świątyni kolorowej niczym z bajek dla dzieci.

Visegrad sprawia wrażenie miasta bez pamięci, pozbawionego historii. Dominujące w nim budynki w zasadzie mogłyby stanąć w każdym miejscu i nie sposób byłoby zgadnąć, skąd pochodzą i kiedy powstały. Ponure domki jak klocki, ustawione w centrum miasta wzdłuż szarych ulic. Do tego kilka budynków wyglądających na wybudowane za czasów Tity. Nieliczni spacerowicze sprawiali wrażenie, jakby snuli się po niemal wyludnionym mieście, w kawiarniach siedzieli pojedynczy klienci, choć nakryte stoliki wyglądały tłumów gości. Aby dotrzeć do mostu, trzeba było przejść przez ogrodzenie z dykty zakrywające znajdujący się w jego pobliżu plac budowy. Ale o tym, co budują, trochę później. Przy wejściu maleńki straganik z pamiątkami, gdzie można kupić za jedno euro albo dwie bośniackie marki magnes na lodówkę z widokiem mostu, czy z cytatem z Andrica.

Przed wojną w Bośni w Visegradzie żyło niemal 62 % Bośniaków i okolo 32 % Serbów. Teraz tych pierwszych prawie już nie ma, bo w najgorszym okresie wojny zostali stamtąd wypędzeni. Setki z nich, w tym kobiet i dzieci, zostało zamordowanych, a wiele ciał zrzucano z mostu do Driny, aby ich nigdy nie znaleźć...

W mieście prawie nie ma śladów otomańskiej przeszłości. Nie widać meczetów, czy typowych bośniackich domów z wyraźnymi wpływami tureckimi. Jest tylko stary most, który teraz wygląda jakby przeniesiono go w to miejsce z innej planety. Jest jak obcy, który przypadkiem utknął i jakoś tak wyszło, że nie może wyjechać, bo nie bardzo ma jak i dokąd.

Tuż obok mostu powstaje miasto w mieście – Andricgrad, monumentalny pomnik Ivo Andrica, kontrowersyjny projekt firmowany przez Emira Kusturicę. Miejsce to ma być wykorzystane jako scenografia do jego najnowszego filmu, opartego właśnie na powieści Andrica „Most na Drinie”. Krytycy tego pomysłu zarzucają, że służy on zafałszowaniu historii, bo nie ma w nim niemal wcale odwołań do otomańskiej przeszłości Visegradu. Według nich architektura tego miejsca jest znikąd, a budynki są jedynie fasadą, za którą chowa się chęć zatarcia osmańskiej historii miasta. Mniej sceptyczni widzą w projekcie szansę na przywrócenie miasta do życia, ściągnięcie turystów, czy rozwój gospodarczy tego terenu.

Jak zwykle wszystko zależy od ludzi. Od tego, czy projekt Kusturicy wykorzystają dla promowania nacjonalizmu, czy też dzieło Andrica odczytają jako traktat o wspólnocie bez względu na różnice (choć nigdy do końca nie wiadomo, co pisarz miał na myśli). Ja wolę tą drugą wersję...

Pozdrowienia z Bałkanów
:)




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kanion Nevidio, Montenegro

Orły, sokoły.... znaczy sępy - w Uvacu

Zaczynam...