Posty

Wyświetlanie postów z marzec, 2013

Welcome warmly to Kosovo ;)

    Przez ostatnich kilka lat zdarzało mi się często zmieniać miejsce zamieszkania i pracy, czasami nawet dość radykalnie. Ponad 10 lat temu przeniosłam się z Gdańska do Białej Podlaskiej, aby w końcu trafić do Lublina, gdzie zresztą też pracowałam w różnych wydziałach. Ostatnich kilka miesięcy spędziłam w Warszawie, pracując z zupełnie innymi ludźmi i w kompletnie innych warunkach niż wcześniej. Teraz jestem w Kosowie, które powoli staje się kolejnym miejscem oswojonym. Jak to określa moje liczne rodzeństwo, zapewne cierpię na stosunkowo późno zdiagnozowaną formę ADHD, bo wciąż mnie nosi i tak naprawdę zupełnie nie wiem, gdzie będę w przyszłym roku.   Z tak zwanego więc doświadczenia życiowego z pełną świadomością stwierdzam, że ciepłe przyjęcie w nowym miejscu jest naprawdę bardzo ważne. Spokojnie można powiedzieć, że świecką tradycją obowiązującą pośród polskich uczestników Misji jest zawożenie na lotnisko tych, którzy wyjeżdżają, jak też odbieranie tych, k...

Tam, gdzie kończy się droga

Obraz
Wszędzie są magiczne miejsca, gdzie łatwo jest przynajmniej na chwilę przestać myśleć o tzw. prawdziwym życiu, ciągłym pośpiechu, pracy i kłopotach dnia codziennego. Nawet ci, którym wydaje się, że zwykle nie potrzebują duchowości, czasami chcą choć trochę pomyśleć, że może jednak poza tym, co jest tu i teraz, istnieje jakiś absolut. Bez względu na to, czym lub kim on jest. Zaprzyjaźniona koleżanka postanowiła zabrać mnie właśnie do takiego miejsca w Kosowie. Jechałyśmy trasą przez góry, krętą, pełną pięknych widoków, często wzdłuż wijącej się w dole rzeki. Skaliste wysokie zbocza, do których przyklejała się co raz węższa droga, wzmagały poczucie małości w porównaniu z ich ogromem. Mijałyśmy wioski, co raz biedniejsze i brzydsze, z których każda wydawała się być jeszcze bardziej na końcu świata, a ludzie w nich mieszkający sprawiali wrażenie zupełnie obojętnych na to, co jest dookoła. Tym razem nie było powiewających flag, których tak wiele jest w Prisztinie, było smutniej i sza...

Newborn - czyli wymiar w powijakach (tym razem na poważnie)

Obraz
Zdaję sobie sprawę, że tytuł postu brzmi dość prowokacyjnie, niemniej z pełną świadomością pozwalam sobie go użyć. Po pierwsze dlatego, że dużo w nim prawdy, o czym postaram się przekonać. Po drugie dlatego, że jednym z najbardziej charakterystycznych symboli Prisztiny jest właśnie słowo „ Newborn ” – nowonarodzony, które nieodłącznie (przynajmniej mi) kojarzy się z pieluchami. W centralnym miejscu stolicy Kosowa stoi bowiem monument składający się z liter tworzących to słowo, który przy okazji 5 – tej rocznicy deklaracji niepodległości najmłodszego państwa w Europie został pomalowany we flagi niemal 100 krajów (w tym polską), które do tej pory je uznały.  Praca sędziego w ramach misji Eulex w Kosowie jest pod wieloma względami wyjątkowa, między innymi dlatego, że wymaga wyzbycia się kilku utrwalonych przekonań. Przede wszystkim tego, że władza sądownicza jest emanacją państwa, które zastrzega sobie wyłączne prawo do wymierzania sprawiedliwości. Nieodłącznym jego elemente...

Krótka wycieczka do Skopje...

Obraz
Jadąc do Kosowa, wiedziałam, że Prisztina zdecydowanie nie jest najpiękniejszym miejscem na ziemi. W zasadzie nie sposób jest tu znaleźć coś naprawdę ładnego, może poza niektórymi restauracjami, w których niemal bez przerwy jest sporo ludzi, a w czasie lunchu i wieczorami trudno o wolny stolik. Jeszcze trudniej o wieprzowinę, którą na terenie Prisztiny serwują tylko dwie restauracje prowadzone przez Serbów. W poszukiwaniu ładnych miejsc i mięsa pojechaliśmy więc do Skopje, oddalonego od Prisztiny tylko o około 80 kilometrów. Droga do stolicy Macedonii prowadzi przez kilka kosowskich miasteczek, których cechą charakterystyczną jest zadziwiająco duża liczba sklepów meblowych sprzedających głównie kanapy, do tego warsztaty i myjnie samochodowe oraz niestety walające się wszędzie śmieci. Jedyną ozdobę stanowią wszechobecne flagi, przy czym dominują nie kosowskie, ale albańskie. Ogromna flaga Albanii na wysokim maszcie zaskakuje swym widokiem na przejściu granicznym pomiędzy Kosowe...

Pierwszy kontakt z tutejszym wymiarem...

Niemal wróciłam na aplikację odbywaną w trybie bardzo przyspieszonym, ponieważ pierwsze posiedzenie w jedynej sprawie, którą natenczas mam sądzić, odbędzie się już w kwietniu. Wczytuję się więc w tutejsze kodeksy, zwłaszcza postępowania karnego i wygląda na to, że w końcu będę miała okazję zaznać sądzenia niemal jak w amerykańskim filmie, gdzie prawnicy przeciwnych stron próbują przekonać sędziego do swoich racji, a ten patrzy na nich z góry i niekiedy uderzając młotkiem, mówi „sustain” albo „reject” (to drugie zakładam częściej ;)) W ramach zgłębiania tajników procedury kosowskiej postanowiłam wrócić do starych dobrych metod szkolenia i podejrzeć w akcji doświadczonych kolegów. To, co jest proste w Polsce, czyli pójście w charakterze publiczności na rozprawę, w tutejszych warunkach okazało się jednak zdecydowanie trudniejsze, zwłaszcza że sprawa miała być rozpoznawana w najbardziej newralgicznym punkcie Kosowa, jakim jest Mitrowica, miasto podzielone między Albańczyków (połud...

Pierwszy tydzień w Kosowie

Pierwszy tydzień oswajania z Kosowem za mną. :) Było intensywnie, bo jak każdy po przyjeździe na Misję musiałam przejść kilkudniowe szkolenie, które z jednej strony pozwala trochę lepiej orientować się w tutejszej rzeczywistości, z drugiej zaś daje szansę poznania ludzi z całego świata, z którymi będę pracować. Chwilami było bardzo zabawnie... prawie Monthy Python ;):), co lubię. Do tego kolejny dzień spędzony na egzaminie z jazdy samochodem, w trakcie którego na oczach 30-stu policjantów usiłowałam bezskutecznie wykazać, że jednak potrafię jeździć ciężarówką... Zapewne gdyby nie publiczność może nikt by nie zauważył, że trochę ukruszył się mur ułożony z opon.   Nic to... za dwa tygodnie kolejna próba. :) Udało się szybko znaleźć mieszkanie, z lekka styl kosowski, którego stałymi składnikami są tynkowy baranek na ścianach, szklany stół, skórzane sofy i wyjątkowe ciemne lampy, w których zaraz po wprowadzeniu się zmieniliśmy żarówki. Do tego w naszym przypadku nieodłączn...

Zaczynam...

Zaczynam pisać o tym, gdzie jestem. W miejscu tak blisko Polski, jednak wciąż nieznanym, które kryje wiele tajemnic i jest nieustającą areną walki o polityczne wpływy. Miejscu pełnym sprzeczności - ogromnego bogactwa i wielkiej biedy, przepięknych krajobrazów i zabytków oraz wciąż widocznych śladów po toczących się tu wojnach. Wśród ludzi żyjących kiedyś wspólnie w jednym kraju, z których niemal każdy może opowiedzieć o tragedii doznanej od kogoś, kto był sąsiadem, przyjacielem, członkiem rodziny, bo nie był Chorwatem, Serbem, Bośniakiem, Albańczykiem, Słoweńcem, czy Macedończykiem.... Jestem w samym środku kotła bałkańskiego, który od ponad 100 lat nie przestaje bulgotać i wciąż dochodzi w nim do wrzenia. Chcę zrozumieć, dlaczego. Czasem będzie poważnie, czasem śmiesznie, ale zawsze osobiście. Zapraszam