Krótka wycieczka do Skopje...


Jadąc do Kosowa, wiedziałam, że Prisztina zdecydowanie nie jest najpiękniejszym miejscem na ziemi. W zasadzie nie sposób jest tu znaleźć coś naprawdę ładnego, może poza niektórymi restauracjami, w których niemal bez przerwy jest sporo ludzi, a w czasie lunchu i wieczorami trudno o wolny stolik. Jeszcze trudniej o wieprzowinę, którą na terenie Prisztiny serwują tylko dwie restauracje prowadzone przez Serbów. W poszukiwaniu ładnych miejsc i mięsa pojechaliśmy więc do Skopje, oddalonego od Prisztiny tylko o około 80 kilometrów.

Droga do stolicy Macedonii prowadzi przez kilka kosowskich miasteczek, których cechą charakterystyczną jest zadziwiająco duża liczba sklepów meblowych sprzedających głównie kanapy, do tego warsztaty i myjnie samochodowe oraz niestety walające się wszędzie śmieci. Jedyną ozdobę stanowią wszechobecne flagi, przy czym dominują nie kosowskie, ale albańskie. Ogromna flaga Albanii na wysokim maszcie zaskakuje swym widokiem na przejściu granicznym pomiędzy Kosowem a Macedonią, zwłaszcza że nie ma tam flagi kosowskiej. 

Wjazd do Macedonii jawi się prawie jak powrót do Starej Europy. Zdecydowanie lepsze drogi, mniej szaleni kierowcy oraz dużo czyściej niż u północnego sąsiada. Poza tym jest bardziej zielono, wiosnę czuć w powietrzu, a temperatura rośnie im dalej na południe. Ostatecznie – 14 stopni.

Macedończycy bardzo wierzą, że to właśnie oni są spadkobiercami Aleksandra Macedońskiego, a ich kraj jest kolebką cywilizacji. Próbują o tym przekonać wszystkich, w tym zwłaszcza przyjeżdżających do nich turystów. Stąd też m.in. ciągły spór z Grecją, którego przejawem jest skomplikowana nazwa tego państwa– Była Jugosłowiańska Republika Macedonii i jej powszechnie stosowany angielski skrót FYROM (Former Yougoslavian Republic of Macedonia).

Skopje zdumiewa ilością pomników. Nie tylko, co najbardziej oczywiste, Aleksandra Macedońskiego i Matki Teresy z Kalkuty (urodziła się tutaj), ale również wąsatych powstańców z przełomu wieków, Próżnej Kobiety, Byka oraz Czyściciela Butów. Nawet żebrak zasłużył na monument. W zasadzie centrum miasta jest całe zastawione pomnikami, nie sposób ich nie zauważyć, dominują w przestrzeni. Stawiane bez ładu i składu, często na bogato, biały marmur i złoto. Do tego wszystkiego dochodzą szklane nowoczesne biurowce, budynki z czasów komuny oraz jakże by inaczej – budowle nawiązujące do starożytnej Grecji, lub raczej starożytnej Macedonii. Bardzo to wszystko kiczowate, niemniej jednak mieszkańcy Skopje są bardzo z wszystkich tych dzieł dumni, o czym nie omieszkali nas przy każdej okazji informować. Na pytanie o opinię najbezpieczniejszą odpowiedzią zdaje się stwierdzenie „I am really impressed”. Przynajmniej nie trzeba kłamać.  

Wycieczkę do Skopje zaliczam do udanych. Byliśmy w ładniejszym miejscu niż Prisztina, zakupiliśmy zapas szynki na następne dwa tygodnie oraz kilka naprawdę dobrych macedońskich win.


Można odnieść wrażenie, że Macedończycy stawiają pomniki niemal wszystkiemu. W tym wypadku chyba chodzi o pomnik zebrania partyjnego.

Nie potrafię ustalić, czego jest to pomnik. Z lekka przypomina dekoracje do filmu Quo Vadis, choć zapewniam nie jest to styropian, ale prawdziwy biały marmur.

A to jeden z licznych pomników macedońskich powstańców walczących o niepodległość Macedonii. Obowiązują chyba dwie wersje - zamyślona z powstańcem patrzącym w dal,często z książka w ręku oraz waleczna - z powstańcem na koniu.

Centralny plac Skopje z przytłaczającą fontanną zwieńczoną szarżującym Aleksandrem Macedońskim.

Kolejny Aleksander Macedoński, tym razem pozdrawiający tłumy

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kanion Nevidio, Montenegro

Orły, sokoły.... znaczy sępy - w Uvacu

Zaczynam...